Geoblog.pl    Habazie    Podróże    Lany Poniedziałek - Sona    Sona - relacja
Zwiń mapę
2009
13
kwi

Sona - relacja

 
Polska
Polska, Sona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Tradycyjnie, jeżeli trzeci raz wystarczy do miana tradycji, w Lany Poniedziałek ruszyliśmy na kajaki spalić niedzielne kalorie. Tym razem spływ wyglądał zupełnie inaczej niż w poprzednich latach. Po pierwsze, z zupełnie niezrozumiałych  dla mnie względów część klubowiczów, wybrała moczenie się w zimnej, czeskiej, górskiej wodzie przy okazji Czech Szkoleniowych. A po drugie, mieliśmy piękną, słoneczną pogodę. Nie padał deszcz jak dwa lata temu czy śnieg jak rok temu. Mimo tych niedogodności udało się zebrać całkiem liczną ekipę. 8 jedynek i jedna kanadyjka na dachy i można było ruszać na Sonę.
Przyznam się, że rzekę wybrałem losowo z mapy bez szczegółowego rozpoznania, ale szczęście się do nas uśmiechnęło, Sona okazała się bardzo przyjemna do kajakowania.
Płynięcie zaczęliśmy w Nowym Mieście. Pierwszy odcinek był spokojny, nurt leniwy, rzeka poprzecinana niskimi progami. Pierwsza poważniejsza przeszkoda to zastawka przy starym młynie, ale jedynki spokojnie mogły spływać.
Dalszy fragment rzeki był już bardziej dziki. Nurt nadal bardzo leniwy, ale nie było to niespodzianką, stan wody był bardzo niski. Takie już uroki słonecznej wiosny na Mazowszu. Płynięcie urozmaicały co i raz zwalone drzewa, przegradzające całą szerokość rzeki. Widać, że na Sonie nikt nie wypożycza kajaków, bo na całe szczęście zwałki nie były w żaden sposób poprzecinane i zepsute. Przy tak spokojnym nurcie można było spokojnie bawić się na drzewach i testować rożne, czasami mocne ekwilibrystyczne, sposoby pokonywania przeszkód.
Spływ skończyliśmy na Wkrze, kawałek za ujściem Sony, tuż przed mostem kolejowym. Odcinek nie był forsowny, około 3 godzin relaksu, akurat tyle żeby trochę się rozruszać po niedzielnym obżarstwie i zrobić miejsce na piknikowe specjały po płynięciu.
A było na co robić miejsce! Każdy z uczestników przyniósł sporo świątecznych dań i stanęliśmy przed całkiem poważnym wyzwaniem pokonania góry jedzenia. Niestety, nie daliśmy rady, może dlatego że specjaliści od gór szkolili się wtedy w Czechach. Walczyliśmy jednak dzielnie, w piękne wiosenne popołudnie piknikowaliśmy tak długo aż wszyscy przestali móc się poruszać z przejedzenia. Zebranie się, spakowanie kajaków i wciśnięcie się do samochodów było trudniejsze niż wszystkie przeszkody na rzece razem wzięte. Zielona trawa w promieniach kwietniowego słońca zachęcała raczej do sjesty, niż powrotu do Warszawy.

Rafał
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Habazie

Habazie
zwiedzili 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 40 wpisów40 0 komentarzy0 73 zdjęcia73 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
13.04.2009 - 13.04.2009
 
 
12.04.2009 - 21.04.2009
 
 
05.04.2009 - 05.04.2009